Mieszkanie czy dom do sprzedaży/wynajmu to po prostu produkt. Dla wielu właścicieli nieruchomości może to być trudna prawda. Dla pośredników nieruchomości to powszechna prawda.
Home staging to działania wpływające na to, czy ten produkt sprzeda się dobrze i korzystnie. Tyle i aż tyle. Home staging w Polsce to nadal usługa stosunkowo nowa. W USA od 50 lat. Wymyśliła ją pewna pośredniczka nieruchomości.
I tak – można zrobić minimum czyli:
- declutterning (porządkowanie przestrzeni)
- depersonalizacja
- stylizacja
- sesja zdjęciowa
Można też zrobić maksimum czyli:
- odświeżenie nieruchomości – w tym malowanie ścian, zrobienie drobnych napraw, zmiany aranżacji przestrzeni (usunięcie/dostawienie pewnych mebli) itp.
- wspomniane minimum
Celem sprzedaży/wynajmu produktu czyli nieruchomości jest finalizacja transakcji. Szybka i korzystna. Home staging to po prostu narzędzie marketingowe, które przybliża Cię do tego celu.
Komu to potrzebne?!
„W mojej ocenie 98% „naszych” nieruchomości nie potrzebuje żadnego home stagingu.”
Moje doświadczenie pokazuje, że jest dokładnie odwrotnie.
„Nie trzeba stroić mieszkania jak choinki na Boże Narodzenie.”
Racja! Mieszkanie to nie choinka. Mieszkanie po prostu trzeba „ubrać stosownie do okazji”, by pokazać cały jego potencjał i piękno.
„Ale tutaj cały czas mieszkają, to się nie da!”
Da się. Trzeba tylko włożyć w to minimum dobrej woli. A przede wszystkim właściciele powinni zrozumieć, że np. schowanie swoich rzeczy osobistych (depresonalizacja) podczas tzw. dnia pokazowego to działanie, które robią dla własnej korzyści. To nie jest „widzi-mi-się” home stagerki albo/i dobrego pośrednika nieruchomości.
„W pustych mieszkaniach meble i dodatki są zbędne. Przecież kupujący sam sobie wyobrazi jak tutaj będą wyglądać wszystkie jego rzeczy”
Meble i dodatki są potrzebne. Ponieważ kupujący w większości przypadków nie umieją sobie tego wyobrazić. Meble i dodatki wprowadzają domową atmosferę, a w końcu nabywca kupuje „dom”, a nie surowe ściany, sufit i podłogę. Kupujący chcą się poczuć „jak w domu”, a trudno im to odczuć, gdy widzą przed sobą pustkę.
Eureka! Sama sesja zdjęciowa wystarczy!
Zła wiadomość: W 99% nie wystarczy.
Dlaczego? Odpowiem metaforycznie. Wyobraźmy sobie, że mamy własny, poważny biznes powiedzmy w branży finansowej i idziemy na biznesową sesję zdjęciową. Fotograf gotowy, studio też, a my przychodzimy w powyciąganym, zakurzonym dresie, z niechlujną fryzurą i generalnie wyglądamy jakbyśmy właśnie się obudzili. Czy profesjonalny fotograf wyczaruje z tego nasz profesjonalny wizerunek. Nie oszukujmy się – nie wyczaruje, bo z pustego to i Salomon nie naleje. Do zdjęć trzeba się przygotować. Nieruchomość też trzeba przygotować.
Kiedyś to było!
Kiedyś nikt nie robił żadnych zdjęć, a mieszkania szukało się na podstawie opisu w gazetach. Dodatek „Nieruchomości” w Gazecie Wyborczej albo „Oferta”, to były jedyne masowe środki komunikacji, które mogły przyciągnąć potencjalnych kupujących/najemców. Wiem, bo sama tak szukałam mieszkań. A teraz to się wszystkim w głowach poprzewracało! Nieruchomość powinno się przygotować niczym samochód do sprzedaży w komisie. Wyczyścić, wywoskować, umyć i posprzątać.
A i jeszcze zdjęcia jakieś trzeba robić. I na dokładkę ładne. Niby te ze smartfona, żółte, ciemne i krzywe nie wystarczą? To chyba przesada. Każda potwora znajdzie swojego amatora. Tylko trzeba poczekać. Pytanie czy Ty chcesz czekać i ile? Jako właściciel – na swoje pieniądze. Jako pośrednik – na swoją prowizję.
Tymczasem… z ciekawości przyglądam się pewnemu ogłoszeniu mieszkania na sprzedaż (na wyłączności oczywiście). Ogłoszenie „wisi” na stronie agencji oraz na najważniejszych portalach z ogłoszeniami niemal okrągły rok! I zakładam, że albo powisi jeszcze, albo wygaśnie po roku umowa na wyłączność, albo właściciel zmieni agencję, albo… jest jeszcze opcja: właścicielowi nie zależy na pieniądzach (kilkaset tysięcy) i spokojnie może sobie poczekać kolejny rok. To przypadek z cyklu „ta nieruchomość nie potrzebuje home stagingu oraz tam ktoś mieszka i się nie da”. Skąd to wiem? Bo rok temu rozmawiałam z pośrednikiem, który je oferuje i odpowiedział „home staging? Nie, dziękuję” 🙂
Skąd taki opór przed zastosowaniem czegoś co działa na korzyść wszystkich zainteresowanych stron? Ta zagadka nie została przeze mnie jeszcze rozwiązana 🙂
Choć mam pewne podejrzenia, które kryją się za słowem „inwestycja”. My Polacy chyba nadal chcemy „nic nie włożyć, a jak najwięcej wyjąć”. Bo home staging to inwestycja.